Studia psychologiczne - 1 rok za mną...
Czasami, prawie codziennie zadziwia m
nie to jak doba jest krótka, a czas pędzi tak nieubłaganie. To trudne, ale jakże i momentami wspierające. Nie uważam, że to że czas tak gna to coś złego, w wielu sytuacjach prędkość nieubłaganego czasu jest ogromnie wspierająca, dzięki temu trudny moment, dużo stresu, czy nawet przysłowiowa sesja może minąć szybciej. Tracimy poczucie czasu w trudnych momentach i to jest w pełni w porządku. Jednak przez tą szybkość czasu możemy nie docenić tego co nas otacza, ale też i tego czego doświadczamy.
Tak teraz doceniam miniony rok. Te studia, tą ścieżkę, którą obrałam. Jest moja i czuję to głęboko w sobie. Myślę, że jeśli ktoś odnajduje coś, co sprawia mu ogromną radość, pasję, nowy zawód w którym się spełnia, życie staje się przyjaźniejsze. Choć też nie zawsze, ale często tak. Bo nie rozwiązuje to żadnych ludzkich problemów. Po prostu zmienia się sposób w jaki żyjemy i w jaki priorytetyzujemy. A to już jest ogromna zmiana - postawienie siebie na pierwszym miejscu, i nie nie jest to egoizm. Zaspokojenie potrzeb innych? Najpierw Ty. Odpoczynek, samoopieka, samooutulenie, zrobienie swojego ulubionego dania, a nie ciągłe odkładanie na później SIEBIE.
I wiem wiem, świat nam wysyła odwrotne komunikaty, że twoje JA nie jest ważne, ale jest i to ogromnie ważne. Bo bez ciebie nie byłoby ciebie. Kuriozalne zdanie, ale tak. Nie opiekując się sobą nie masz przestrzeni na BYCIE, bycie tym kim jesteś, wsłuchanie się w głos wewnętrznego dziecka, rodzica, i Twojego dorosłego. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy chce, nie każdy potrzebuje go slyszeć. Bo usłyszenie swojego wewnętrznego dziecka, zrozumienie czy jest pokrzywdzone, jeśli tak to w jaki sposób, jest poranione; jest największą odwagą. Bo nie obwiniasz innych. Koisz siebie, dbasz o siebie, pracujesz z emocjami, jesteś blisko siebie.
Już widzę jak odpłynęłam w tym poście, miało być o studiach, ale wydaję mi się, że te słowa są ogromnie ważne do wypowiedzenia, do usłyszenia.
Nie wkroczyłabym na moją drogę ku mojemu zainteresowaniu jakie jest drugi człowiek i jego psyche; gdybym najpierw nie zauważyła siebie i nie zaczęła się opiekować sobą, doceniać siebie, nie "samobiczować" za każdą porażkę. Czy porażki istnieją? Być może z subiektywnego punktu widzenia, ewolucyjnie będziemy dostrzegać porażki, nie oszukamy biologii. Będziemy odczuwać emocje samoświadomościowe autoewolucyjne: jak wstyd, duma, zakłopotanie. Będziemy je czuć, więc udawanie, że porażka nie istnieje. Istnieje, w konstrukcie społecznym, a człowiek jest istotą społeczną zawsze będzie istnieć. I nie oszukujmy się na to nie wpłyniemy, możemy jedynie wpłynąć jak porozmawiamy z naszym wstydem. Jak się z nim skomunikujemy; "W jaki sposób?", "Czy ten wstyd jest z mojego wewnętrznego dziecka? A może ja teraz zrobił_m coś co nie było dobre dla mnie/lub kogoś i jeszcze do tego wydarzyło się to publicznie?".
Takie pytania warto sobie zadawać, sprawdzać. Bo prowadzi to najbliżej do Ciebie, do odpowiedzi, które posiadasz tylko ty. Nikt inny.
Co to oznacza?
Że dążenie do siebie jest warte trudnych emocji, które czasem trzeba przeżyć. Jest tego warte. Ty jesteś wart_ bycia blisko przy sobie.
Co do studiów...
Drugi semestr w porównaniu do pierwszego był bardzo trudny. Dużo wymagających kursów jak:
- psychologia procesów poznawczych
- mózgowe mechanizmy funkcji umysłowych
- statystyka
- logika
- emocje i motywacja (to, aż tak nie...choć poznanych teorii był ogrom, a mam świadomość, że to tylko naparstek wiedzy naukowej w tym temacie)
Mnóstwo kolokwiów, mnóstwo projektów. ALE:
To wszystko było warte trudu i pracy, w który w to włożyłam. Było warto. Czuję gratyfikację, w postaci wolnego 3 miesięcy. Ale i czuję ekscytację z powodu kolejnych dawek wiedzy, które czekają mnie na wyższych latach. Paradoksalnie na psychologii było dużo ścisłych przedmiotów, co ułatwiło mi wyjście ze schematu: "Nie jestem dobra w nauki ścisłe, jestem humanistką, to przecież nie mogę być w tym dobra". Cudowne to życie, że tak podsuwa różne lekcje do przerobienia 😄- choć często są one ogromnie niechciane i niewygodne. Jednak warto je przyjąć i płynąć z tym co jest, zastanowić się jak ja się z tym mam. Jak to na mnie wpływa. Świetna sprawa, ukierunkowująca na ciekawość do życia, ciekawość siebie. Wiecie, łatwo narzekać na to, że stoicie w korku, trudniej dostrzec, że macie w tym momencie czas dla siebie przy dobrej muzyce w klimie (czasem bez klimy😂) i zobaczyć co mi to robi. Bo mi brak klimy, np. złość na cały świat, ale wiem że to wynika z dyskomfortu w moim ciele, który dotyczy stanu w jakim jest moje ciało. Ale to nie wina świata, że tak jest. Choć zazwyczaj mi się to wtedy wydaję. Taki schemacik😉- do przepracowania.
Jak ty się masz z tym tematem?
Odkrywasz siebie? Patrzysz na siebie z ciekawością?
Jesteś dla siebie dobr_?


Komentarze
Prześlij komentarz